Nauka i kultura

Obraz „efektem ubocznym”'

 

...Bo czy efekt końcowy jest najważniejszy? Czyż nie jest tak, że mało które płótno zaraz po namalowaniu i końcowych korektach należy wciąż do twórcy? Czyż wewnętrzną potrzebą nie jest sam proces tworzenia, a obraz to nic innego jak piękny efekt uboczny?... Zachęcamy do zapoznania się z artykułem Eweliny Ramotowskiej która zgłębi temat terapeutycznego wymiaru sztuki.

Obraz „efektem ubocznym”

„…sztuka jest wielką sprawą. Sztuka jest organem życia ludzkości, przenoszącym świadomość ludzką z rozumu do uczucia” /Lew Tołstoj/

Dzisiaj nie o obrazie zamkniętym w estetycznych ramach porozmawiamy ani o technice, wykonaniu czy wykończeniu. Nie będziemy analizować dzieł, mierzyć się z  ikonografią, plamą barwną , perspektywą i światłocieniem, polemizować z odbiorcą ani oceniać. Dzisiaj skupimy się na procesie, na tworzeniu samym w sobie, na odpowiedzi jaką rolę odgrywa sztuka w naszym życiu, oprócz rzecz jasna, tej czysto artystycznej,dlaczego tworzymy, co nas napędza, jaki imperatyw namirządzi i co naszą rękę prowadzi.

Dla artysty sztuka jest niezbędnikiem, tlenem zastępczym. Potrzeba tworzenia jest naturalna, niemal atawistyczna - tak jakby piramida potrzeb Maslowa przekręciła się do góry nogami. Każdy twórca zna doskonale ten stan, kiedy głód nie jest w stanie powstrzymać ręki dzierżącej pędzel od nałożenia kolejnej warstwy farby, a pragnienie zaspokajane jest naprędce łykiem zimnej kawy. Wówczas, w trakcie największego skupienia, kiedy tracimy poczucie czasu, a świat zewnętrzny jakby blednie i traci na ważności,mamy możliwość zgubić się i odnaleźć jednocześnie, opowiedzieć to, co do tej pory niewypowiedziane, połączyć się z tym, co często nieuświadamiane.

Może ktoś teraz głęboko nabiera powietrza, i wypuszcza je ze zdumieniem, może ktoś pomyśli lub głośno powie, że to mitologizująca wizja pracy artysty, ale mam pewność, że wielu z was kiwa teraz twierdząco głową. Bo czy efekt końcowy jest najważniejszy? Czyż nie jest tak, że mało które płótno zaraz po namalowaniu i końcowych korektach należy wciąż do twórcy? Czyż wewnętrzną potrzebą nie jest sam proces tworzenia, a obraz to nic innego jak piękny efekt uboczny?

Przykładem wewnętrznie nakazanego, niemalże kompulsywnego, tworzenia jest art brut - wszelkie formy sztuki tworzonej nieprofesjonalnie i spontanicznie, przede wszystkim przez osoby bez formalnego wykształcenia artystycznego, do których zalicza się szeroko rozumianych prymitywistów. Art brut znana też pod terminem outsider art, często nazywana jest sztuką nie do powstrzymania, intuicyjną formą wyrazu, sztuką istniejącą od zawsze. Pierwszy duży pokaz prac artystów naiwnych w Polsce,opatrzony dość niefortunnym tytułem „Inni”, miał miejsce w Zachęcie w 1965 roku. Nie ulega wątpliwości i nie podlega dyskusji, iż Zachęta przeznaczona jestdla artystów z gruntownym artystycznym wykształceniem, ale czy malowane na skrawkach tektury i okładkach zeszytu portrety oraz widoki pobliskiej architektury autorstwa Nikifora Krynickiego, fantazyjne prace Teofila Ociepki czy ekspresyjne rzeźby Stanisława Zagajewskiego są rzeczywiście inne? Inność w tym wypadku ma tylko jeden wymiar–akademicki.Proces twórczy, dążenie do kreacji, a wkońcu siła stworzonych dzieł wynika u każdego z artystów z chęci zmaterializowania treści, uczuć czy emocji często pochodzących z pokładów nieświadomości, a powstałe prace to przejaw wewnętrznych doświadczeń, stanów oraz zauważanych rzeczy i zjawisk, nad którymi nie mogą przejść obojętnie.

Ale nie tylko o artystycznym szale uniesień dzisiaj rozmawiamy. Wszelkie próby uprawiania sztuki, każda kreacja wizualna ma na osoby tworzącetakże wpływprozdrowotny. Współczesna polska artystka Dorota Nieznalska powiedziała: „Zdałam sobie sprawę, że dzięki sztuce sama odreagowuję to, co mnie spotkało wcześniej, w domu, dzieciństwie, że sztuka może być swoistą terapią”. Manifestacja uzdrawiania sztuką ma swoje początki w XX-wiecznej psychoanalizie. Freudowskie lustro ekspresji artystycznej i jego teoria nieokrzesanegoidtoczącego wieczną walkę zego, moc ukrytej nieświadomości wmarzeniach sennychwpłynęła na poszerzenie optyki  związanej z wielofunkcyjnościątwórczości. Carl G. Jung, który sam był artystą malarzem, używał sztuki plastycznej jako metody samopoznania, zachęcał do malowania, co miało umożliwić dialog między świadomością i nieświadomościątworzącego, a w rezultacie doprowadzić do równowagi psychicznej.Obie koncepcje znacząco wpłynęły na rozwój arteterapii czyli terapii sztuką.

Wróćmy zatem do pytania: dlaczego powołujemy do życia obrazy, grafiki, rzeźby? Czyż nie możemy, rzecz jasna poza twórczością komercyjną, postawić znaku równości między tworzeniem a samoleczeniem?Może to mało popularne, zbyt intymne, aby głośno o tym mówić, ale sama jestem przykładem kogoś, kogo malowanie w pewien sposób uratowało.Rozmawiając z twórcami, często słyszę, że sztuka jest dla nich „otwieraczem” lęków, wspomnień i zakopanych głęboko uczuć, że staje się też kluczem do spokoju i równowagi wewnętrznej, a rezultatem głębokiego przeżycia artystycznego jest uczucie oczyszczenia. Sztuka ma wymiar terapeutyczny, proszę Państwa, to pewne.

Ewelina Ramotowska, Małgorzata Gorzel